sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 19

- Co się stało??!!- Krzyczał Kendall patrząc na to jak z pojadu który potrącił Logana wychodzi
kierowca i biegiem do nas podchodzi.
-Wezwałem karetkę. Zaraz będzie.- Powiedział przestraszony.
- Jak się to wogóle stało?!- Krzyczał z przerażenia James. Za chwilkę przybiegły dziewczyny.
Kiedy zobaczyły co się stało omal nie zemdlały.
- Po prostu. Ta dziewczyna przebiegła przez ulicę a zaraz potem nagle wyskoczył ten chłopak a
ja nie zdąrzyłem zahamować.- Tłumaczył się. Po paru minutach przyjechała karetka, ja
pojechałam z nimi a chłopaki i Kara (reszta dziewczyn pojechała autem Izy za karetką) wrócili
do budynku by powiezieć co się stało, przeprosić za koncert i odwołać resztę. Kiedy
dotarli do szpitala ja cały czas ryczałam jak małe dziecko. Nie mogłam sobie wybaczyć
tego że to przeze mnie Logan teraz leży na sali operacyjnej.
- Jagoda, to nie Twoja wina.- Pocieszała mnie Alex.
- A czyja?- Spytalam zapłakana.
- Niczyja. Logan wybiegł nagle na ulice a kierowca nie miał jak zahamować. Daj spokój.
Dobrze wiesz że obwinianie się niczego nie da. Trzeba być dobrej myśli.- Pocieszła mnie
Carlos. Gdyby nie oni penie wylądowałam bym teraz w psychiatryku. Nie mogłam się
pozbierać. Po ok 5 godzinach czekania wyszedł do nas lekarz który zajmował się Loganem.
- Co z nim?- Spytała Kara.
- Jego stan jest stabilny. Na szczęście nie jest aż tak źle ale będzie musiał zostać.
Ja niestety nie mogę powiedzieć nic więcej. Tajemnica lekarska. Jego rodzice zostali
poinformowani o tym zdarzeniu więc jeżeli oni będą chcieli coś wam powiedzieć to się
dowiecie.- Oznajmił pan doktor i gdzieś poszedł. Po 5 minutach w szpitalu zjawiła się
pani Henderson.
- Kochani co się stało?- Spytała patrząc na Kendall'a.
- Potrącili go! Najgorsze żę to moja wina. To przezemnie! Gdybym tam została, nie wybieła...
Nie było by nas tu!!!
- To nie Twoja wina!!- Krzyknęła wyprowadzona z równowagi Iza a ja przez dłuższą chwilę
razem z resztą patrzeliśmy na nią jak na wariatkę a ja przestałam płakać.
- No co?- Spytała.
- Nie... Nic.- Odpowiedziałam. Prze koleje pare godzin siedzieliśmy w szpitalu i czekaliśmy
aż będziemy mogli wejść na salę i go zobaczyć. Dochodziła godzina 20. Potem 21 i 22
a my nadal nie zostaliśmy wpuszczeni na salę.
- Jedźcie już do domu. Ja i pani Henderson tu zostaniemy.- Powiedziałam.
- Na pewno?- Upewniła się Zuza.
- Tak.- Powiedziała pani Henderson. Oni się pożegnali i pojechali a my nadal czekaliśmy.
***Anglia***
Strasznie mi się nudziło. Ola wyszła gdzieś z Julią a ja zostałam sama. Postanowiłam
wejść na kotka. Od razu pierwszy aryukuł rzucił mi się w oczy. Jego nagłówek brzmiał:
"Wypadek megagwiazdy!" a pod nim zdjęcie chłopaków z BTR. Od razu weszłam w ten
artukuł i przerażona zaczęłam czytać.
"Podczas koncertu grupy muzycznej Big Time Rush doszło do wypadku. Jeden z wokalistów-
Logan Henderson został potrącony prze jadące auto. Kierowca nie przekroczył prędkości
i nie był pod wpływem alkoholu lub innych środków odużających. Jak głoszą wiadomości z
pierwszej ręki wokalista pobiegł za swoją dziewczyną- Jagodą Young która miała śpiewać
jedną z ich piosenek. Teraz Logan jest w jednym z najlepszych, Nowojorskich szpitali
specjalisztycznych. Jak doszoną informację jego stan jest stabilny[...]"
Nie mogłam uwieżyć w to co jest napisane. Ich koncert miał być o godzinie 10:00
a teraz jest po 22 a mnie nikt nie powiedział. Postanowiłam zadzwonićdo James'a.
D: Dlaczego?
J: Nie chcieliśmy Cię martwić.- Powiedział a ja się rozłączyłam. Zadzwoniłam
szybko do Jagody.
J: Halo?
D: Hej, jak się czujesz?
J: Źle! To moja wina!
D: To nie twoja wina. To niczyja wina.
J: A tak wogóle kto do Ciebie dzwonił?
D: Kotek, plotek, pudelek...
J: Co??!! Świetnie..!
D: Nie martw się, będzie dobrze. Jak tylko będzisz coś wiedziała to daj mi znać.
J: ok. Pa.
D: Pa, trzymaj się.- Kiedy sięrozłączyłam czułam że zaleje się płaczem. To był totalny koszmar.
Zaraz po 5 minutach zadzwonił do mnie Niall.

N: Hejka, jak tam? Dobrze się czzujesz?
D: Tak. Jest super.
N: Myślisz że daltego że rozmawiamy przez telefon to nie słyszę że coś jest nie tak?
D: No Logan miał ten wypadek...
N: Wiem, przykre ale to na pewno nie tylko dlatego.
D: No..., nie tylko dlatego.- Zaczęłam opowiadać Niall'owi dlaczego całymi dniami ryczę
ale nie mam pojęcia czy coś zrozumiał bo teraz też pękłam. Kiedy skończyliśmy rozmowę
położyłam się. Chciałam zasnąć bo miałam już dosyć całego dnia ale znowu zadzwonił
do mnie telefon.
J: Daga, przepraszam. Niall u nas był i mi powiedział.
D: Spoko, już jest ok.
J: A dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
D: Po co? Czy to by coś zmieniło?
J: Niby nie.
D: Właśnie
J: Ok, ja kończe bo słyszę że już śpisz. Dobranoc.- I rozłączył się. Kiedy już spałam
zadzwonił telefon. (Nie wiem o co chodziło bo cały czas ktoś do mnie dzwonił).
J: Nie obudziłam Cię?
D: Nie, no co Ty?- Odpowiedziałam. W rzeczywistości spałam od 3 godzin ale wiedziałam
że Jagoda potebuje wsparcia.
J: Z Loganem jest ok. Co prawda poleży jeszcze trochę w szpitali ale jest dobrze.
D: To świetna wiadomość.
J: James mi mówił...
D: A, tak..
J: Przykro mi. Co prawda nie wiem jak to jest ale mogę się domyślać.
D: Oby się tylko na domyślaniu skończyło.
J: Dobra, kończe bo słyszę że usypiasz. Dobranoc.
D: Dobranoc.- Myślałam że tama znowu pęknie ale się powstrzymałam. Na facebook'u
popisałam jeszcze z 2 godziny z Harry'm który nie spał i odpłynęłam. Następnego dnia
nie poszłam do szkoły. Miałam dosyć.
W szpitalu czekaliśmy wieczność. To była męka. Nie wiedzieliśmy co dolega Loganowi bo nikt
nam nie chciał powiedzieć. Nawet pani Henderson nic nie wiedziała. Była godzina 2 w nocy
a ja, pani Henderson i Carlos byliśmy jeszcze w szpitalu nie wiedząc kompltnie nic.
W końcu przyszedł do nas doktor któy raczył nam coś powiedzieć.
- Co z nim?- Spytał spiący Carlos.
- stan pacjenta jest stabilny. Proszę się nie martwić, jednak będzie musiał przejść jeszcze
dużo badań no i zostać na obserwacji.- Oznajmił.
- Możemy go zobaczyć?- Spytałam.
- Proponuję żeby na razie weszła jedna osoba. Pacjent potrzebuje spokoju.
- Carlos Ty idź.- Powiedziała pani Henderson.
- Dlaczego ja? To matka albo dziewczyna powinna iść jako pierwsza a nie ja.
- Tak, ale ja się trochę boję.- Powiedziałam
- Ja też. Carlos no idź.
- Dobra, ale zaraz wracam i Ty wchodzisz.- Powiedział wskazując na mnie palcccem.
***Na sali***
- Siema stary, jak się czujesz?- Powiedziałem.
- Chusteczkowo. Jagody nie ma?- Spytał.
- Jest, razem z Twoją mamą czaekają na zewnątrz. Lekarz powiedział że tylko jedna osoba
może wejść a one wysłały mnie bo czegoś się boją... Dziwne są.- Odpowiedziałem a Logan
zaczął się brechtać.
- Taa, całe one. Reszta w domu?
- No, powiedzieliśmy że nie ma sensu żeby czekali.
- Aaa... A co z koncertem?
- No więc tak, jak Jagoda wybiegł a Ty za nią my nie przestaliśmy śpiewać. Dopiero potem
jak wąbałeś się pod samochód koncert przełożyli a bilety nie straciły ważności.
- Szkoda.
- Jest jeszcze coś chyba gorszego.
- Co?
- Daga dzwoniła. Nikt jej nie mówił o Twoim wypadku bo nie chcieliśmy jej martwić na zapas
ale dowiedziała się z kotka. Wszyscy już o tym trąbią.- Powiedziałem a on wyraźnie
się załamał.
- Genialnie.
- No niby tak, ale to szyko ucichnie.- Pocieszyłem go.
- Miejmy nadzieję.
- Dobra stary, teraz zmieniam się z Jagodą. Trzymaj się.- Powiedziałem wychodząc z sali.
***Na zewnątrz***
- I co?- Spytała Jagoda.
- Umiera w cierpienu.- Oznajmił.
- Bardzo śmieszne.
- Jak chcecie wiedzieć to wejście i się same przekonajcie.- Powiedział a ja weszłam.
Byłam u niego chyba z godzinę. Cieszyłam się że nic mu nie jest. Nie wiem co by było
gdyby coś mu się stało. Po tym jak ja wyszłam weszła mama Logana. Była u niego ok. półtora
godziny. Pożegnaliśmy się z nim i Carlos odwiózł nas do domu. Byliśmy dopiero o 5:30
w domu. Wszyscy pytali co z nim więc ja i Carlos poszliśmy spać dopiero po 6:00.
Zanim poszłam spać zadzwoniłam do Dagi i powiedziałam jej co z Loganem tak jak mnie
prosiła.